Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/do-tanczyc.gorlice.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5
cego, a już na pewno nie własnego ojca czy brata... - Twarz Felicity wykrzywiła się w zadawnionej, bolesnej wściekłości. - Była w ciąży i nie mogła

- Mogę cię uszczęśliwić.

była już niepotrzebna. – Spojrzał na Hayesa i potrząsnął głową. – To dziwne. Zawsze
Wysoki, szczupły, wysportowany, ambitny, od początku przygotowywany do przejęcia ogromnej spuścizny po Cameronie. Aż nagle umarł. Wystarczyło spojrzeć nieco dalej, aby zobaczyć grobowiec rodzinny Montgomerych. Początkowo Montgomerych chowano na starym cmentarzu niedaleko majątku Oak Hill. I tak przez kilka pokoleń. Później wybrali na miejsce swojego spoczynku cmentarz w mieście. Pochowano tutaj Benedicta, a później jego żonę. Spoczywał tu też Charles i mały Parker, który zmarł, nie dożywszy roku. Nagła śmierć łóżeczkowa, tak przynajmniej twierdził doktor Fellers. - Amen - wyszeptał tłum na zakończenie ostatniej modlitwy. Pastor podniósł głowę i skinął na Caitlyn. Na chwiejnych nogach zrobiła krok do przodu i rzuciła na trumnę białą różę. Wciąż nie mogła do końca uwierzyć, że Josh, facet zawsze pełen energii, nie żyje. Przez ostatnie dni zajmowała się przygotowaniami do pogrzebu, rozmawiała trochę z policją, unikała dziennikarzy i starała się dowiedzieć, co się naprawdę wydarzyło tamtej nocy. Nie była w stanie spać we własnej sypialni - wspomnienie krwi rozmazanej po całym pokoju przerażało ją - więc spędziła dwie ostatnie noce na sofie, przykryta narzutą. Ale i tak nie mogła zasnąć bez środków uspokajających przepisanych przez doktora Fellersa. - Wiem, że nie znosisz pigułek - powiedziała Berneda, ściskając w ręku kolorową fiolkę - ale te ci pomogą. Byłam u lekarza i poprosiłam przy okazji o coś dla ciebie. - Nie sądzisz, że powinnaś była mnie zapytać? - odpowiedziała Caitlyn, ale i tak wzięła ciemną fiolkę. Lorazepam rzeczywiście się przydał, pomógł jej się uspokoić i przetrwać kolejne dni i noce. Wciąż jeszcze nie rozmawiała z Kelly; wciąż się rozmijały, ale Kelly obiecała zadzwonić po pogrzebie, gdy prasa zajmie się innymi sprawami, gdy plotkarze znajdą sobie inne tematy. - Wiesz, że nie mogę przyjść na pogrzeb - powiedziała. - Nie jestem aż taką hipokrytką, a poza tym mama dostałaby szału. Wściekłaby się, więc nie zamierzam prowokować. Nie teraz. Spotkamy się, gdy już zakopią Josha. Trzymaj się... Caitlyn starała się nie poddawać, ale było jej naprawdę trudno. Zaniedbała pracę, klienci słali kondolencje połączone z pytaniami o termin realizacji zleceń. Jutro, myślała, jutro zacznę odpowiadać na telefony i wrócę do normalnego życia. Jeśli policja jej pozwoli. Jeśli pozwoli jej sumienie. - Chodź - powiedział Troy i poprowadził ją do samochodu zaparkowanego w cieniu drzew. Kierowca, krępy, poważny mężczyzna zatrudniony przez dom pogrzebowy, czekał oparty o zderzak. Caitlyn zagapiła się na niego i nie zauważyła, kiedy podszedł do niej jakiś nieznajomy. - Pani Bandeaux? Proszę przyjąć wyrazy współczucia. Caitlyn spięła się w sobie, gotowa odeprzeć atak natrętnego dziennikarza. Pewnie zaraz podetkną jej pod nos mikrofon, a gorliwy fotograf zacznie pstrykać zdjęcia. - Nie teraz - powiedział Troy. - Wiem, że to trudna chwila. Przyszedłem, bo jestem znajomym Rebeki Wade. - Usłyszała męski, głęboki głos i przyjrzała się nieznajomemu. Był wysoki i poważny. Miał na sobie spodnie khaki, luźny niebieski sweter, ciemne włosy, dłuższe, niż nakazywała moda, i cień zarostu na brodzie.
z niego dwóch policjantów.
mnóstwo srebrzystych wozów, we wszystkich odbijało się zamglone słońce, ale żaden z nich
przyjemnie pieścił skórę.
– Moja dziewczyna, wiem. – Było mu niedobrze, zdrada go dławiła.
żeby było jasne – uważam, że to zły pomysł. Cholera, człowieku. No dobra. Zrobimy to,
chcesz, suko? Już wiem, że nie jesteś Jennifer. Tylko udajesz.
wejścia na teren magazynu. Pomarańczowe pachołki połączone żółtą taśmą skutecznie
– Pomyślałem tylko, że wolałbyś usłyszeć to ode mnie.
Ale Bledsoe już nie słyszał tej filozoficznej uwagi. Znikał za rogiem.
O Boże, nie.
Oddycham głęboko. Muszę się uspokoić. Wyglądać uczciwie. Ona musi uwierzyć, że
pała żądzą krwi. Chce pogadać z Bentzem, Trinidadem, Bledsoe, z każdym, kto miał związek

smuga. Potem, na imprezach charytatywnych, których dochód

I to bardzo nie tak.
- Wiem, ale będzie ich jeszcze kilka. Żeby wyjaśnić pewne sprawy - powiedział Reed. - Zacznijmy od żony pani narzeczonego. - Której? - Tej, z którą wciąż był żonaty, Caitlyn Montgomery. - A, o nią chodzi. - Naomi prychnęła niecierpliwie. - To wariatka. - Dlaczego tak pani sądzi? - Bo jest szalona. Nie ma wątpliwości. Dajcie spokój, przecież wiecie. - Przewróciła oczami. - Sprawdźcie w miejscowych szpitalach. Josh mówił, że kilka razy lądowała na oddziale psychiatrycznym. Przynajmniej raz, może nawet kilka razy, próbowała popełnić samobójstwo. A kiedy już się wydawało, że jej się poprawia, no, wiecie, psychicznie - nie wiem, czy to w ogóle możliwe, nie znam się - za każdym razem choroba wracała. Przegrana sprawa. Wariatem jest się całe życie. - A co pani wie o jej stosunkach z denatem? - Denatem? Na miłość boską, czy to jakiś kiepski dramat sądowy? Denat! Joshowi by się spodobało. - Na sekundę złagodniała, a przez jej twarz przemknął cień smutku, tak jakby naprawdę obeszła ją śmierć Josha Bandeaux. - Ich stosunki nie były najlepsze. Rozwodził się z nią i chciał ją oskarżyć o spowodowanie śmierci ich dziecka, więc jakie mogły być? - Przewróciła oczami, jakby mówiła do głupków. Reed starał się zachować spokój, ale czuł, jak z każdym jej sarkastycznym słowem narasta wzburzenie Sylvie. Był zadowolony z tyrady Naomi, lubił takie spontaniczne wypowiedzi. Doświadczenie nauczyło go, że ludzie potrafią wtedy więcej powiedzieć, czasem niechcący. - Czy mieliście się pobrać? - Oczywiście! A jak pan myśli, dlaczego była taka wkurzona? - Wciąż go kochała? - A kto ją tam wie? Może i tak. Jej spytajcie. - Naomi uśmiechnęła się nieznacznie. - Wiele kobiet go kochało. - Spojrzała na Morrisette, a Reed poczuł wyraźnie, jak w jego partnerce wzbiera złość. - Gdzie pani była w noc jego śmierci? - Głos Morrisette brzmiał spokojnie. - Już mówiłam. Byłam u przyjaciół na wyspie. - Na wyspie St. Simons? - Tak. Mają tam dom. Trochę za dużo wypiłam, nie chciałam ryzykować i wracać samochodem, więc przenocowałam w ich pokoju gościnnym. - I może pani udowodnić, że spędziła tam całą noc? - O Boże, tak! Wydawało mi się, że już to wyjaśniłam. Nazywają się Chris i Frannie Heffinger. Mogę wam podać numer telefonu, jeśli chcecie. - Przyjrzała im się uważnie. - Czy ja potrzebuję adwokata, czy jak? Jestem podejrzana? - Po prostu próbujemy się dowiedzieć, co się stało. - To aresztujcie Caitlyn. Wszyscy wiemy, że ona to zrobiła. Wciąż ma klucze do tego domu, na miłość boską, Josh chciał się z nią rozwieść. Już wam mówiłam, że jest psychiczna. Naprawdę, to żadna filozofia domyślić się, co tu naprawdę zaszło. Morrisette prawie uniosła się na krześle. - A co pani wie o filozofii? - Skończyliśmy? Naprawdę jestem umówiona. I, wiecie, właśnie się stąd wyprowadzam. To miejsce mnie przeraża. Gdy pomyślę o Joshu... zamordowanym w tamtym pokoju... - Wskazała głową na gabinet i nerwowo podrapała się po szyi. - Nie, nie mogę...
Jak mogła tak stchórzyć?

– Wyjdźmy stąd – zaproponowała przyjaciółka i dopiła martini do dna. – No, chodźmy.

zakochana - minęło zbyt wiele czasu i zbyt wiele rzeczy się wydarzyło
wtedy Millę zaślepiły emocje - dokładnie tak samo jak na cmentarzu,
jeśli spotkał jakiegoś oszusta, który go zwiódł i wmanewrował w

– Powiedziałem przecież, że się z nią widziałem.

na autostrady podczas Bursztynowego Alarmu. Odnajdujemy ludzi, na
Zawsze powtarzasz, żeby niepotrzebnie nie ryzykować. A potem
- Ona była w to zamieszana - powiedziała Milla.